Nadszedł czerwiec, czas magicznych spotkań wszystkich czarownic, wróżek i czarodziei. Co roku wszystkie magiczne istoty oraz fani Czarodziejek W.I.T.C.H. spotykają się za zlocie. Do historii przeszła właśnie kolejna taka impreza. VI Zlot Fanów W.I.T.C.H. odbył się w zupełnie innym miejscu, bo w Łodzi (dotychczas zawsze była to Warszawa). Wyglądał również zupełnie inaczej niż kiedyś. Ale o tym dowiecie się czytając dalej. Teraz jednak zacznę od początku. Na zlot planowałam wybrać się z moimi dwiema siostrami pociągiem lub autobusem. Na szczęście jednak tata miał wolne i całą rodziną wybraliśmy się na wycieczkę do sąsiedniego miasta. Na miejscu byliśmy niestety kilka minut po godzinie 11:00 - czyli ominęło nas rozpoczęcie i najprawdopodobniej spotkanie na scenie z rysowniczką komiksu. W tym roku na zlot zawitała jeszcze nie znana nikomu pani - Monica Catalano. Początkowo nie miałyśmy okazji jej poznać. Naprawdę szkoda, ale nie traciłyśmy nadziei. Na pewno jeszcze pojawiłaby się na scenie. Przed nami był przecież cały dzień magicznej imprezy.
Kiedy weszłam z siostrami do największego w Łodzi centrum handlowego
Manufaktura, byłam naprawdę zaskoczona tym, co zobaczyłam. Wyobrażałam sobie,
że zlot odbędzie się w naprawdę pięknym i ogromnym miejscu, które pomieści całe
tysiące fanów, którzy będą pod wrażeniem tego, co organizatorzy dla nich
przygotowali. Tak przecież było na poprzednich zlotach. Ale niestety w tym roku
osobiście się zawiodłam. Miejsce, w którym odbywało się nasze spotkanie było...
maleńkie. Miało zaledwie kilkanaście metrów w jedną i w drugą stronę (połowę
zajmowała scena, też mała). Nie było tam jeszcze zbyt wiele osób, ale jak
próbowałam wyobrazić sobie te setki dzieciaków i ich rodziców, przepychających się i
ginących w tłumie (te najmniejsze dzieci były potem tratowane przez innych,
większość czasu spędzały na rękach rodziców) w tak małym miejscu dostałam szoku.
Obeszłam do okoła kilka razy wszystko i dokładnie obejrzałam. Zajęło mi to nie całą
minutę. A przecież przede mną jeszcze 7 godzin do końca (?!). W zeszłym roku,
kiedy zlot był w Parku Sowińskiego, aby wszystko przynajmniej obejrzeć
potrzebowałam godziny. Osobiście już od dawna nie korzystam z atrakcji zlotu,
jestem jedynie obserwatorem, ale fani W.I.T.C.H. mieli naprawdę sporo zabawy na
poprzednich zlotach i nawet to 6-7 godzin to wydawało się za mało. A w tym roku?
Niestety, ale aby się pobawić i skorzystać ze wszystkich atrakcji wystarczy 30 min i
wiek poniżej 9 lat. Tak, właśnie. Atrakcje, które przygotowane zostały dla fanów
niestety były tylko dla najmłodszych. Kącik rysowania kredkami, malowania buziek,
gry planszowe albo robienie biżuterii z koralików. Starsze fanki mogły jedynie
skorzystać z porad stylistki, rozwiązać Quiz W.I.T.C.H. albo obejrzeć po raz setni
serial o Czarodziejkach. A jeśli narysowały wcześniej obrazek to mogły oddać go do
recepcji i czekać na zakończenie zlotu i wyniki. Ale co miały robić przez ten czas?
Chodzić po sklepach? Przecież nastoletnie fanki przyjechały na Zlot W.I.T.C.H., a nie
żeby chodzić po centrum handlowym. Naprawdę szkoda, że tak to wyszło.
Najbardziej jednak zabolał mnie brak możliwości kupienia sobie czarodziejskich
rzeczy (archiwalnych gazet, książek, gadżetów). Nie było nawet najmniejszego stolika, przy którym można by było zaopatrzyć się w nowe gadżety. Ale nie myślcie, że zlot to była kompletna klapa. Jest też kilka pozytywnych rzeczy, które zauważyłam.
Pierwsza to możliwość spotkania innych fanek oraz wymiana z nimi powtarzających się naklejek do albumu, które były rozdawane (i które zniknęły równie szybko). Osobiście spotkałam się i zamieniłam kilka słów jedynie z witchową blogerką ŻABĄ.
Innych niestety nie poznałam, a także nikt nie podszedł do mnie. Razem z ŻABĄ
poszłam rozwiązać Quiz W.I.T.C.H., a później zobaczyłyśmy, że rysowniczka, pani
Monica Catalano rozdaje autografy. Wszystkie stanęłyśmy w długiej kolejce. Im
wcześniej tym lepiej, zapewne potem nie byłoby okazji. Naprawdę długo czekałyśmy,
a kolejka stała w miejscu. Coś było nie tak, więc poszłam zobaczyć o co chodzi.
Okazało się, że włoska rysowniczka nie tylko podpisuje się na komiksach i książkach, ale także rysuje każdemu wielkooką Strażniczkę! To było coś nowego, ponieważ nigdy żaden wcześniejszy rysownik nie tworzył na naszych oczach witchowych postaci i
to dla każdego specjalnie z dedykacją! Warto było poczekać tę godzinę w kolejce.
KiRa i ŻABA czekały w kolejce, a ja poszłam korzystać z okazji i zaczęłam robić
zdjęcia, kręcić filmiki - ogólnie łapać każde zdarzenie na imprezie. Efekt mojej pracy
możecie zobaczyć na filmiku, który dodałam tutaj. Starałam się pokazać wszystko
dokładnie.
Zebrałam naprawdę masę materiałów i w głowie już ustawiałam sobie wygląd mojej
relacji. Kiedy kolejka zaczęła zbliżać się do końca ŻABA "poczęstowała" mnie czystą
kartką na obrazek i autograf. Ja oczywiście nie wzięłam nic swojego - ach, ta moja
skleroza. Poprosiłam o narysowanie Taranee z dedykacją dla Witch.blog.onet.pl
(pokazałam na koszulkę z adresem, bo taką sobie zrobiłam jakiś czas temu
specjalnie na zlot). ŻABA za to otrzymała podobiznę Irmy z dedykacją dla siebie.
Zaczęłyśmy wspólnie wałęsać się po terenie imprezy i patrzeć jak się bawią najmłodsi. Zatrzymałyśmy się jednak przed sceną, na której ciągle się coś działo. Wystąpiła na niej cała masa tancerzy, małych i dużych. Były kalambury, pokaz strojów, które
przygotowali fani... Każdy szczęściarz coś wygrywał. Prawdę mówiąc na scenie działo
się o wiele więcej niż do okoła. To była jedyna prawdziwa atrakcja dla wszystkich.
Swoim wspaniałym wstępem zachwycili mnie także cyrkowcy na szczudłach
poprzebierani za motyle w trzech kolorach (granatowy, różowy i zielony). Tańczyli
długo i pięknie między ludźmi, brali dzieci wysoko nad ziemie.
Pod koniec imprezy zniknęłam na chwilę ze zlotu, aby odetchnąć na świeżym
powietrzu. Kiedy wyszłam na zewnątrz - szok. Tam było mnóstwo miejsca! Pierwsza
myśl, jaka mi do głowy przyszła to: "Dlaczego nasz zlot nie mógł odbyć się właśnie tu na tym placu?!". To było idealne miejsce. Potem okazało się, że już jest tam jakaś mała impreza. Szkoda. Za godzinkę wróciłam pod scenę i zaczekałam na wyniki
konkursów. Szczerze, to strasznie mało ich było. Ale mojej najmłodszej 14letniej
siostrze udało się zdobyć III miejsce w konkursie rysunkowym. Potem chodziła cała
w skowronkach, zadowolona z siebie.
I tak nadszedł koniec imprezy. Wszyscy rozeszli się do swoich domów. Najbardziej
były zadowolone z zabawy te najmłodsze dzieciaki, te starsze odczuwały niedosyt i z
niecierpliwością czekają na kolejny zlot, który (mam nadzieję) wynagrodzi im to
zignorowanie w tym roku. Bo przecież "W.I.T.C.H." jest głównie dla nastolatek, czyż
nie?
|